Slumdog: Fajny film

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Z pobieżnej lektury odnoszę wrażenie (poprawcie mnie, jeśli się mylę), że wieszającym psy na Slumdogu nie podobały się przede wszystkim:
a) Oscary i BAFTA-y
b) kiepski scenariusz (nieprawdopodobny, płytkie postaci)
c) kiczowatość

Po kolei. Nie przeszkadza mi, że nagroda, którą wcześniej otrzymały dzieła takie jak Titanic i Gladiator (żeby nie było: oba mi się podobały), tym razem została przyznana Slumdogowi. Gdyby otrzymał Złotą Palmę lub Złotego Niedźwiedzia, to zacząłbym się zastanawiać.

Pozostałe zarzuty wynikają chyba z pomieszania gatunków. Nie każdy film, aby być dobrym, musi zawierać złożone portrety psychologiczne bohaterów. Nie każdy film, musi mieć prawdopodobną akcję. Weźmy choćby Gwiezdne wojny, Powrót do przyszłości, czy Matriksa.

Podobnie ma się rzecz z kiczem: w mojej ocenie jest on niezbędnym składnikiem kina bollywoodzkiego (przynajmniej w takiej odsłonie, w jakiej trafia na nasze ekrany). Przyznaję bez bicia, że widziałem bodaj trzy filmy made in India, więc trudno mi powiedzieć, co jest normą, a co nie, ale bazując na moich bardzo ograniczonych doświadczeniach: kicz happens i absolutnie mi nie przeszkadza. Po prostu ten gatunek tak ma.

Na marginesie: jak myślicie? Czy kicz jest względny, kwestią punktu widzenia? Może "nasze" filmy, które łykamy bez żadnych ale, zawierają (niezauważalne dla nas, bo wszechobecne) umowne elementy, które przedstawiciele innych kultur odbierają jako kiczowate, nieprawdopodobne, rażące? Trudno mi o konkretne przykłady (skoro ma być dla nas niezauważalne, to nie zauważam), ale np. musical pokazany komuś, kto nigdy nie widział czegoś podobnego, musi wydawać się groteskowy: nagle wszyscy ludzie w kadrze odrywają się od swoich zajęć i zaczynają razem tańczyć i śpiewać... No dobra, koniec dygresji.

Zobaczyłem film z rewelacyjną muzyką i zdjęciami. Nie wiem, jak się fachowo nazywa taka osoba (chyba location scout), co jak ma np. w scenariuszu napisane, że oczom bohaterów ukazał się las krzyży, to wynajduje taki las - w każdym razie w tym filmie ta osoba znakomicie wywiązała się z zadania. Montaż ciekawy. Słowem: technicznie świetny. Dalej, zobaczyłem bajkę ze wszystkimi kluczowymi elementami: dobroduszny bohater, przeciwności losu, na końcu bohater zdobywa miłość i sławę, dobro zwycięża zło [przepraszam za spoilera ;)] Trzyma się konwencji bez zarzutu.

Podsumowując: jeśli uprzeć się na rozliczenie Slumdoga jako dramatu psychologicznego, to wyjdzie kiepsko. Podobnie, jeśli będziemy go oceniać go w kategoriach typowych np. dla filmów science-fiction. Tylko po co? Jako kino rozrywkowe: 8/10.

Zwiastun:

Bolo, ja Cię bardzo serdecznie pozdrawiam, ale gdybyśmy zasiadali w tej samej Akademii Filmowej, to na wódkę bym z Tobą po gali nie poszła :)
A na serio, Oscara nie dostał chyba Slumdog za zdjęcia, ani za kategorię Najlepszy Film Kiczowaty, nagrodę dostał za Najlepszy. I z tym się zgodzić nie mogę. Wszystko.

Bolo chyba -- z tego co zrozumiałem -- zakłada, że "kiczowatość" jest po prostu umownie wpisana w ceremonię oskarową i nazwa "Najlepszy film" jest takim żartem, a naprawdę chodzi o film "najfajniejszy". Taki gdzie cała rodzina może usiąść i obejrzeć i wszyscy będą zadowoleni.
Gdyby nie wygrał Slumdog, to pewnie nominowaliby Mamma Mia. I IMHO byłby to lepszy wybór, bo ten film przynajmniej nie udawał czego innego -- kiczowaty był od startu do mety i nawet nieźle się na nim bawiłem, czego nie mogę powiedzieć o filmie na temat którego tu dyskutujemy.

Michuk, o to, to! Oscary przyznawane są przez ludzi, którzy (w większości) na co dzień pracują w Hollywood tworząc kino rozrywkowe. Nie dziwi więc, że "najlepszy film" ciągnie w kierunku: "najlepiej trafiający w danej chwili w zapotrzebowania masowego odbiorcy film na przyzwoitym poziomie". Anythingelse bardzo przytomnie zauważyła, że w czasach kryzysu ludzie potrzebują takich filmów, stąd nagroda.

Snując te śmiałe wynurzenia dalej: nagrody festiwalowe są jakimś sposobem odreagowania tego stanu rzeczy: tam decyzje są zazwyczaj dużo odważniejsze. Dzieje się tak między innymi dlatego, że na festiwalu decyduje paroosobowe jury, a Oscary przyznawane są na podstawie sumy głosów prawie 6000 osób.

Moremore, gdyby chodziło o poważniejszą nagrodę (w sensie artystycznym, nie marketingowym), to - jak już wcześniej zaznaczyłem - prawdopodobnie przyłączyłbym się do Waszego "chórku" ;) Wyciągnąłem Titanica i Gladiatora, laureatów tej samej nagrody (za najlepszy film) z poprzednich lat, żeby pokazać, że Oscar za najlepszy film jest właśnie czasem bardziej za "fajność".

Zróbmy mały eksperyment: wskażcie filmy, które w ostatnich 15 latach zdobyły Oscara za najlepszy film i które z nich w Waszym odczuciu, wg Waszych wyśrubowanych kryteriów, "zasługiwały" na tę nagrodę. Lista np. tu:
http://www.imdb.com/Sections/Awards/Academy_Awards_USA/

Hmm no właśnie przeglądam listę Oskarów od początku ich istnienia i właściwie na palcach jednej ręki można policzyć złe filmy, które nagrodzono Oskarem.

Nawet wspomniany Gladiator czy Titanic to jednak porządne filmy, z doskonałym aktorstwem i spójnym scenariuszem. Porównywanie ich do Slumdoga jest IMHO nie na miejscu.

Nikt chyba tu nie stoi na stanowisku, że Oskara powinien dostać najlepszy artystyczny film roku. To nie te nagrody. Ale też nie przesadzajmy w nagradzaniu kiczu, bo niedługo okaże się, że Akademia nagrodzi "Nagą broń V" czy kolejną piękna komedia romantyczna z Meg Ryan (czy ona się starzeje?)

IMHO mimimum, które musi spełniać film, żeby dostać Oskara to, oprócz doskonałej realizacji (zdjęcia, montaż, kostiumy, etc) również aktorstwo na wysokim poziomie oraz przyzwoity, spójny scenariusz. Slumdog nie spełnił dwóch z tych warunków.

Bolo, ja się natomiast z Tobą zgadzam. Mnie się Slumdog podobał i uważam, że zasłużenie otrzymał Oscara za najlepszy film. Historia w nim opowiedziana nie jest zbyt prawdopodobna, ale bardzo przyjemnie się ją ogląda. Sympatię do głównego bohatera odczuwa się od samego początku i cały czas kibicuje się mu, by odzyskał ukochaną i wygrał teleturniej.
Do tego świetny montaż, zdjęcia i ciekawa muzyka.
Wszystko to tworzy naprawdę dobry film.
To, że Akademia przyznała mu tyle nagród, potwierdza, że myśli tak wiele osób.

Nie twierdzę jednak, że Oscary zawsze trafiają do najlepszych filmów. Np. zeszłoroczny laureat ("To nie jest kraj dla starych ludzi") moim zdaniem nie zasłużył na tę nagrodę.

A to ciekawe, bo ja uważam, że "To nie jest kraj..." jest filmem o niebo ważniejszym i o klasę lepszym niż "Slumdog" .

Z tej listy Oscarów, jaką przedstawił Bolo nie dałabym nagrody za to "Zakochanemu Szekspirowi", który przecież jest filmem miłym dla oka, ale tak samo przeciętnym jak 'Slumdog", nijakim artystycznie i kiepsko zagranym.

Pozwoliłam sobie looknąć w Twoje oceny, wydaje mi się, że szukamy w kinie nieco innych spraw i wartości, pewnie się nie porozumiemy za bardzo.
Ale pozdrawiam ciepło :)

Na razie jestem na takim etapie, że zarówno w filmach czy książkach szukam po prostu rozrywki, oderwania od codzienności. Dlatego zapewne preferuję filmy takie jak "Slumdog" a nie jak "To nie jest kraj dla starych ludzi". Być może kiedyś sie to zmieni.

Co do ocenionych tu przeze mnie filmów, to są to tylko niektóre filmy, które obejrzałam. Nie mam czasu na ocenienie wszystkich, czekam aż będzie możliwość importowania ocen z filmwebu, gdzie mam ich więcej. Dlatego proszę na razie mnie nie osądzać po tych nielicznych ocenach;)

Również pozdrawiam:)

Ja też Zakochanego Szekspira nie cenię za bardzo, ale słyszałem opinię, że fabuła zawiera wiele subtelnych żartów czytelnych tylko dla znawców pisarza. Może przeciętny członek Akademii zna Szekspira na tyle dobrze (pewnie wałkują go w szkole i na studiach bardziej, niż u nas Mickiewicza), że film go tym właśnie zachwycił? Dryfujemy trochę, ale co tam ;)

Ja troche zmienie temat, bo wydaje mi sie, ze troche blednie Slumdog zostal okreslony filmem bollywoodzkim. Z tego co zauwazylem w trailerach (bo filmu nie widzialem) to aktorzy mowia po angielsku, a filmy z bollywood sa krecone w jezyku hindi i tak naprawde stanowia jakas 1/5 calej kinematografii indyjskiej. Tutaj na dodatek mamy do czynienia z koprodukcja.

Moze wyglada to na czepialstwo, bo juz od dluzszego czasu wszystko co pochodzi z Indii jest okreslane mianem bollywood, ale to tak jak z mowieniem, ze wszyscy Polacy to zlodzieje. Chyba wiecie o co mi chodzi? :)

Żadne czepialstwo. Oczywiście, że "Slumdog" to nie bollywood, co najwyżej "stylizacja na". Już było to wspominane w którejś innej dyskusji.

Dodaj komentarz